Jeśli spodziewacie się wpisu o tym, jak nieznośne bywają dzieciaki i jak trudno sobie z nimi poradzić, to od razu wam zdradzę, że to nie to :)
Będzie raczej o odpowiedzialności i o tym, że czasem warto wczuć się w sytuację innych stworzeń, żeby zrozumieć jak czują się one w różnych sytuacjach.
Bo tym razem to nie dziecko będzie opiekować się nowym domowym zwierzakiem, ale zwierzak pewnym "udomowionym" ... dzieckiem :)
A wszystko to za sprawą nowej ksiażki wydawnictwa Nasza Księgarnia "Dzieci to koszmarne zwierzątka domowe".
Tym razem zacznę trochę nietypowo - od strony graficznej książki, bo jest ona absolutnie fenomenalna.
Całość jest naprawdę świetnie wydana -od okładki, poprzez papier (gruby, kremowy), aż po czcionkę. Ilustracje są rewelacyjne - sama oglądałam książkę kilkakrotnie, żeby się na nie napatrzeć :)
To idealna lektura dla najmłodszych - polecam zwłaszcza 2-latkom, ale i 3-latkowi powinna przypaść do gustu, zwłaszcza dzięki oryginalnemu podejściu do tematu i świetnym ilustracjom.
Doskonałym pomysłem jest umieszczenie wypowiedzi bohaterów w kolorowych dymkach, co sprawia, że książka nieco kojarzy się z komiksem.
Charakterystyczne, całostronicowe ilustracje zachęcają dziecko do samodzielnego opowiadania treści książki właśnie na ich podstawie. Po 3-krotnej lekturze moja niespełna 3-latka obraca kolejne strony i sama "czyta" nam tę książkę, co więcej, wiele fragmentów zna już na pamięć :)
A o czym jest ta urocza książeczka?
O sympatycznej Lusi - niedźwiedzicy, która pewnego dnia w lesie znalazła małego chłopca i zapragnęła, żeby został on jej domowym zwierzakiem.
I choć mama jej to odradzała, tłumacząc, że dzieci to koszmarne zwierzątka, Lusia się uparła i obiecała wziąć na siebie pełną odpowiedzialność za swoje nowe "stworzonko".
Okazuje się jednak, że to wcale nie jest takie proste. Początkowa beztroska i wspólne zabawy szybko zmieniają się w żmudne obowiązki - uczenie zwierzaka właściwego zachowania i zapobieganie wyrządzaniu przez niego kolejnych szkód w niedźwiedzim otoczeniu...
I gdy Lusia powoli zbliża się do kresu swojej wytrzymałości, Piskacz (bo takie "zwierzak" otrzymał imię) nagle znika... Nie pomagają poszukiwania ani nawoływania - maluch jakby rozpuścił się w powietrzu.
W końcu jednak niezawodny niedźwiedzi nos zwietrzył trop i udaje mu się dotrzeć do swojego "milusińskiego". W jakiej sytuacji Lusia go zastanie? Czy Piskacz do niej wróci?
Tego wam nie zdradzę, żeby nie zepsuć przyjemności ze wspólnego czytania :)
Inspiracją do powstania tej historii było wspomnienie autora Petera Browna z własnego dzieciństwa, kiedy to zapragnął zabrać do domu znalezioną przypadkiem żabę, na co mama zapytała go: "A ty byłbyś szczęśliwy, gdyby jakieś dzikie stworzenie zrobiło sobie z ciebie zwierzątko domowe?"
No właśnie, a wy bylibyście? :)
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Książkę można kupić m.in. TU - z kodem MALUSZEK wszystko kupicie tam o 30% taniej (od ceny wyjściowej, do końca marca)!
Hmm ciekawy temat ugryziony z innej perspektywy :)
OdpowiedzUsuńJa to bym pewnie niedźwiedzice zamroziła ;)