8/06/2014

Bachorołap - profesjonalne siatki do łapania dzieci

Co zrobić z przemądrzałym i roszczeniowym dzieckiem, które nie potrafi się oderwać od swojego iPhone'a, a w teatrze je chipsy i wafelki?
Dzieckiem ogarniętym konsumpcyjnym szaleństwem?
Wrzucić je do bachorołapu!
 

A po co?
Bo takie dzieci są najsmaczniejsze...

Przynajmniej tak twierdzi pewna wiedźma z najnowszej ksiażki Doroty Masłowskiej.
 
 
Nigdy nie byłam fanką twórczości tej pisarki, przez żadną z jej książek jakoś nie mogłam przebrnąć, miały w sobie coś odpychającego.
"Jak zostałam wiedźmą" to pierwsza jej ksiażka, którą przeczytałam w całości.
Sięgnęłam po nią z czystej ciekawości - jakoś nie mogłam sobie wyobrazić tej głośnej pisarki młodego pokolenia jako autorki książeczek dla dzieci.
I muszę przyznać, że przeczytałam ją w ciągu niespełna godziny (a ma ponad 170 str.) ze szczególnym uwzględnieniem ciekawych i sugestywnych ilustracji Marianny Sztymy.
 
Czy ta wiedźma nie przypomina wam trochę słynnej ostatnio "kobiety z brodą"?
 


Na początek moje wątpliwości co do grupy docelowej tej książki.
Podtytuł mówi, że jest to "Opowieść autobiograficzna dla dorosłych i dzieci", jednak trudno mi znaleźć dla niej właściwego adresata. Dzieci mogą mieć problem z jej zrozumieniem, a dla dorosłych może być zbyt prosta.
Faktem jednak jest, że zwraca uwagę na dość istotny temat - uzależnienia dzisiejszego społeczeństwa od konsumpcji.
Ludzie pragną mieć więcej i więcej, otaczają się tonami dóbr materialnych, ciągle czując niedosyt. Ważniejsze jest mieć niż być.
 
Historia wiedźmy poszukującej złego dziecka, żeby się nim posilić (takie ponoć smakują najlepiej), dość dobrej dziewczynki i próżnego chłopca - Bogusia ma za zadanie otworzyć nam oczy na tę brutalną prawdę o dzisiejszej rzeczywistości.
 
Nie martwcie się - historia kończy się dobrze - w końcu to ksiażka dla dzieci, nie?
 


Historia napisana jest wierszem, ale nie takim, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Nieregularne rymy, rytm... Choć szczerze mówiąc nie spodziewałam się w książce Masłowskiej precyzji Tuwima. Tu nie melodia ma robić wrażenie, lecz oryginalne metafory, nieco turpistyczne opisy, nieprzewidywalność, chaos. Masłowska lubi szokować i tu widać to doskonale.


Ale o czym właściwie jest ta historia?
Wiedźma przemierza świat w poszukiwaniu niedobrego dziecka, żeby przyrządzić z niego zupę.
Pech sprawia, że trafia do domu pewnej dość grzecznej dziewczynki - sympatycznej, miłej i uprzejmej - choć z charakterem.
Ale od czego są czary! Wystarczyło spryskać dziewczynkę sprayem podmiany myśli kupionym na promocji w Lidlu i tak wiedźma zyskała sojuszniczkę :)
Dziewczynka pomoże jej schwytać do bachorołapu nieznośnego próżniaka Bogusia - który siedzi właśnie w teatrze wcinając chipsy i bawiąc się iPhone'em, bo trafił tam myśląc, że sztuka będzie o wiedźminie, a nie o jakiejś wiedźmie!



Liczne perypetie prowadzą w końcu do punktu kulminacyjnego - na stacji benzynowej - a tam niewłaściwe użycie przez chłopca przyrządów do czarowania staje się przyczyną prawdziwego zamieszania.
Być może to zdarzenie zmieni sposób postrzegania rzeczywistości przez Bogusia - i nie tylko :)


 
Książka jest bardzo dobrze wydana - twarda oprawa, świetna okładka, dobry papier oraz bogato ilustrowana. Praktycznie cała historia rozgrywa się równolegle na płaszczyźnie ilustracji.


Niezaleźnie od tego czy spodoba nam się ta książka czy też nie będzie w naszym guście - warto zastanowić się, czy nie powinniśmy nieco zwolnić. Czy szaleńcze tempo naszego życia, materializm nie przysłaniają nam czasami tego, co najważniejsze?
Czy wiemy, kiedy powiedzieć sobie dość?
Dużo większą wartością jest wspólnie spędzony czas (ale nie taki na pół gwizdka na placu zabaw ze smartfonem w dłoni, lecz taki, kiedy naprawdę słuchamy się nawzajem), niż kolejna modna zabawka.

Ksiażka "Jak zostałam wiedźmą" ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego.
Można ją kupić TU.

3 komentarze:

Copyright © 2016 Maluszkowe inspiracje , Blogger