Niedawno sięgnęłam po książkę, która nie jest wprawdzie spektakularną nowością, promowaną przez księgarskie portale, ale taką, która zachwyca od pokoleń - nasze babcie, mamy, nas, a teraz również nasze dzieci.
Mam na myśli Pollyannę Eleanor H. Porter. Książkę ponadczasową, aktualną tak samo teraz jak sto lat temu. I właśnie teraz, po stu latach od pierwszego wydania, wydawnictwo Egmont ponownie nam ją prezentuje.
W dzieciństwie pasjami czytałam wszystkie kolejne części Ani z Zielonego Wzgórza. I przyznam, że losy jedenastoletniej Pollyanny bardzo mi ją przypominają. Tym bardziej nie wiem dlaczego tak książeczka wcześniej nie wpadłą mi w ręce i przeczytałam ją dopiero teraz...
Pollyanna to ogromna dawka wzruszeń i optymizmu. Nawet najtwardszy czytelnik nie pozostanie obojętny na losy tej przemiłej sierotki, która ucieka w swoją grę w radość, aby poradzić sobie w najtrudniejszych chwilach. Co więcej, swoją wewnętrzną siłą, prostolinijnością i radością zaraza wszystkich wokół - nawet największych okolicznych sztywniaków i maruderów. Oczywiście nie dzieje się to od razu - powoli, krok po kroku obserwujemy ogromną przemianę mieszkańców miasteczka i sami zastanawiamy się, czy aby podobna gra nie przydałaby się czasami i nam...
Polecam wszystkim bez względu na wiek. Ja przeczytałam ją jednym tchem, jednocześnie wzruszając się przy niej do łez i ładując niezwykle pozytywną energią.
Już nie mogę się doczekać, kiedy zapoznam z nią córeczkę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz