2/17/2018

Lektury szkolne - czy warto je czytać?

Nie wiem, jak u was, ale ja mam bardzo mieszane uczucia dotyczące swoich lektur szkolnych. Właściwie moje wspomnienia to taka sinusoida - czasami szkolne lektury bardzo mi się podobały, innym razem były zupełnie nietrafione.
Z wiekiem dopiero dostrzegłam zależność między tym jak odbierałam wtedy książki, a tym, jak były one podawane. Gdy nauczyciel nie był przekonany co do książki, którą przerabialiśmy - odbijało się to i na naszym entuzjazmie. Jak książkę omawialiśmy "na pół gwizdka" to wszyscy byliśmy nią znudzeni. Co więcej, tak podane lektury mocno wpływały na ich odbiór w ogóle. Dzieci nabywały przekonania, że szkolne lektury to tylko przykry obowiązek - trzeba przeczytać, bo ktoś tak sobie postanowił i kropka. A przecież mogło być zupełnie inaczej...


Też jestem z wykształcenia nauczycielem, wprawdzie nie pracuję w tym zawodzie, ale zdaję sobie sprawę z tego, że trudno wykonywać swoją pracę codziennie z równym zapałem. Sama mam zresztą podobnie :) Czemu o tym piszę? Bo gdy dziś biorę do ręki książki, które były moimi lekturami w dzieciństwie, niektóre wydają mi się naprawdę ciekawym materiałem. Oczywiście wtedy nie z każdą tak było. 
Czemu więc nauczyciel dwadzieścia lat temu nie mógł wybierać takich lektur szkolnych, o których sam mówiłby z przyjemnością? Do których potrafiłby przygotować ciekawy scenariusz zajęć? Czemu było nudno i z przymusu? 
Kiedy dziś czytam te książki mojej niespełna 6-letniej córce, sprawia jej to niemałą przyjemność. Oczywiście są lepsze i gorsze fragmenty, ale sama chce do nich wracać. Czy to kwestia przyzwyczajenia i tego, że moje dzieci to prawdziwe mole książkowe? :)
Pewnie to, że dziecko jest otaczane książkami od urodzenia (niech ten mądry trend trwa jak najdłużej!) ma na to spory wpływ. Dziecko nie traktuje książek jak zła koniecznego, ale jak wspaniałą formę rozrywki. Obie nasze córki "wciskają" nam swoje książki kilkanaście razy dziennie, sadowiąc się na naszych kolanach i wyczekując wspólnych czytanek. Bardzo nas to cieszy i staramy się jak najczęściej ulegać tym "zachciankom" -  nic nie stanie się przecież, jeśli przez ten czas nieco opóźni nam się obiad czy nie uda nam się zrobić porządków na taką skalę, jak byśmy chcieli. Najważniejszy wtedy jest nasz wspólny czas spędzony na tej niezwykle ważnej czynności.


Wydawnictwo Nasza Księgarnia co pewien czas raczy nas nowymi wydaniami lektur szkolnych. Wszystkie czytałam gdy miałam kilka lat i niekoniecznie za nimi przepadałam, zwłaszcza za "Zaczarowaną zagrodą" - teraz ta książka wydała mi się naprawdę dobra. 
Opowiadanie Centkiewiczów przybliża dzieciom świat zupełnie im nieznany - Stację badawczą na Antarktydzie, a co za tym idzie jej surowy klimat, zwyczaje pingwinów i trudną pracę polarników. Mamy tu więc całą masę nowych informacji, które dzieci chłoną garściami. Moja córka zadawała mi podczas czytania całą masę pytań, świadczących o zainteresowaniu treścią książki.



Z przyjemnością przeczytałyśmy też "Cudaczka - Wyśmiewaczka", choć aż ocieka ona typowym dla dawnych lektur dydaktyzmem i słownictwo miejscami też jest mocno "niedzisiejsze". Kto dziś mówi o stalówkach, paltach czy pigułach (jako określenie na śnieżki)? A jednak książka bardzo spodobała się Helence, a i Eliza chętnie przysłuchiwała się przygodom Wyśmiewaczka, który pomieszkuje u dzieci, zachowujących się w nieodpowiedni sposób i wyśmiewa ich przypadłości. Zabawi chwilę u Obrażalskiej, od której się wyprowadzi, bo dziewczynka przestanie się obrażać, potem zabawi chwilę u pana Złośnickiego, u Beksy albo u pana Byle-Jak czy u Kasi, co się grzebienia bała. Wszystkie te przerysowane postacie bawiły i ciekawiły moją córkę, a dodając do tego zabawny sposób czytania otrzymujemy naprawdę fajną i pouczającą rozrywkę :)






Następna z lektur, jakie miałam okazję sobie przypomnieć, to "Jak Wojtek został strażakiemCzesława Janczarskiego czyli rymowana opowieść o dziecięcych marzeniach, odwadze i bohaterstwie, a bardzo dobrymi ilustracjami Marianny Sztymy.




"Czarna owieczka" okazałą się prawdziwym hitem. I choć jej język mocno odbiega od stylu, do jakiego przywykliśmy, to naprawdę warto pokazać dziecku coś innego. Historia uroczej Metki uczy dzieci opiekuńczości, współczucia, bawi i napełnia ciepłem. Do tego ładne ilustracje i duża czcionka idealna do samodzielnego czytania.




I na koniec opowiadania o przygodach słynnego Krasnala Hałabały. Któż z nas ich nie pamięta?
To reprint książki z 1954 roku, czyli sprzed ponad 60 lat! Ten łagodny styl, piękne opisy przyrody, zabawne perypetie leśnych zwierzaków, naprawdę warto czytać dzieciom takie książki.




A jakie są wasze wspomnienia związane z lekturami szkolnymi? Mniej czy bardziej pozytywne? 

Wydawnictwo Nasza Księgarnia

2 komentarze:

  1. Moja siedmiolatka (obecnie w zerówce przedszkolnej) zna już niektóre lektury szkolne i te z moich czasów i te współczesne: Karolcia (obie części Marii Kruger) oraz ostatnia Krzysztofa Zięcika, Zaczarowana Zagroda, Afryka Kazika oraz Dziadek i niedźwiadek Łukasza Wierzbickiego oraz wiele innych. Do tej pory wszystkie te książki przeczytane wspólnie bardzo jej się podobały. czy to za sprawą elementów magicznych jak w Karolci, czy to z pingwinami w zimowej scenerii, jak również książki podróżnicze:) Szukamy ciągle nowych. Ja jako dziecko, miałam swoje ulubione lektury jak i te znienawidzone, do których i obecnie niechętnie podeszłabym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest już nowa lista lektur, na której są świetne książki, między innymi, Przygody skarpetek i Detektyw Pozytywka. W naszej szkole realizujemy właśnie nową listę lektur i syn jest zachwycony.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Maluszkowe inspiracje , Blogger